niedziela, 7 kwietnia 2013

Powrót guwernantki

Dawno nie pisałam, bo muszę przyznać, miałam kryzys powołania. Zniechęciły mnie statystyki, artykuły i opowiadania znajomych i zaczełam dryfować w kierunku sobie nieznanym. W kierunku ekonomii, biznesu i cudów wszelakich. Cała ta podróż w nieznane napełniała mnie frustracją i smutkiem. Pytanie, czy to uzasadnione obawy przed niewiadomym, czy raczej znaki, że to nie mój kierunek. Kilka tygodni temu, będąc w szkole swojego dziecka znowu poczułam, że to, co chcę robić, to nauczanie. Potrafię przekazywać wiedzę i czerpię z tego satysfakcję. Frajdę sprawia mi głowienie się, jakby tu ową wiedzę jak najkorzystniej i jak najefektywniej przekazać. Nic to, że społeczęństwo nie poważa nauczycieli, nic to, że płace są słabe, nic to, że często atmosfera w pokoju nauczycielskim jest toksyczna, nic to, że grozi wypalenie zawodowe. Jeśli wiesz, co chcesz robić, jeśli zbadałeś swoje mocne i słabe strony i wiesz, co masz do zaoferowania, może wystarczy, że będziesz poważał sam siebie. Wszakże wszystkim nigdy nie dogodzisz. Zresztą ludzie, jako naturalni egocentrycy, nie patrzą dalej, niż na czubek własnego nosa. Dlatego nie ma co się na każdym kroku przejmować "co ludzie powiedzą". Nie powiedzą nic, bo ich nie obchodzimy. I tego, moi drodzy, nauczyła mnie Ameryka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, jeśli w czasie czytania nasunęły Ci się jakieś myśli, podziel się nimi.:)