niedziela, 14 kwietnia 2013

Rewolucyjna przyszłość edukacji i jak to się ima Polski.


Zdarza się raz na jakiś czas, zapewne wpływa na to korzystny układ planet, iż na internecie znajduję coś iście inspirującego. Przykładem jest powyższy filmik, w którym pan Grey przedstawia swoją teorię na przyszłość edukacji. W skrócie chodzi o to, że z czasem miejsce nauczycieli zajmie internet i programy edukacyjne potrafiące zindywidualizować proces przekazywania wiedzy poprzez analizowanie bieżących postępów ucznia. Grey konkluduje dość niekorzystnym, dla nauczycieli, wnioskiem, twierdząc, iż, wprawdzie szkoły nie zniknął, ale zapotrzebowanie na nauczycieli spadnie.
O przyszłości internetowej edukacji wspomina co jakiś czas lokalna prasa. Nie tak dawno czytałam artykuł o wirtualnym uniwersytecie z którego korzystają zdolni uczniowie z krajów trzeciego świata. Jednak dopiero przy oglądaniu powyższego filmiku, zaświtało mi w głowie pytanie, jak owi uczniowie korzystają z anglojęzycznych zasobów uniwersytetu. Czy owe materiały wyposażone są w napisy? Czy jest opcja lektora? Czy może młodzi uczniowie już na tyle znają język angielski?

Zastanawiam się, czy jeśli kiedykolwiek taka edukacyjna rewolucja byłaby możliwa, czy zaczęłaby się od Ameryki czy równolegle i oddolnie w krajach nieanglojęzycznych? I czy kiedykolwiek byłaby możliwa sytuacja, gdzie nauka języka angielskiego jest kluczowa do otwarcia bram do dalszej edukacji?

Właśnie dlatego cieszę się, że będę nauczycielem angielskiego, bo jeszcze ewentualnie czasem można przekonać młodzież, że warto się go uczyć.

***
Owa internetowa rewolucja jest na pewno bardziej możliwa i szybsza do zrealizowania w Ameryce niż chociażby w Polsce. W szkole w której byłam na wakacjach na campie, każde z dzieci dostaje ipada na którym pracuje w szkole i w domu, a kiedy skończy dany etap edukacji, dostaje go na własność. Nauczyciele wciąż uczą się wplatać materiały interaktywne do lekcji, ale mam wrażenie, że tym amerykańskim lepiej to wychodzi. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie, że w polskiej szkole, w której miałam praktyki, każdy nauczyciel miał komputer. Nie widziałam jednak do czego był wykorzystywany. Za to w drugiej polskiej szkole, również z praktyk, nauczyciel zabijał czas wykorzystując ów komputer do własnych celów podczas gdy uczniowie pracowali w grupach.

Trzeba także wziąć pod uwagę, że polscy nauczyciele bardzo buntowaliby się przeciwko takim zmianom, które tylko zwiększyłyby liczbę zwolnień. Czy zatem możliwe jest, by polska edukacja ruszyła z miejsca i stała się bardziej efektywna, kiedy hamuje ją uzasadniony strach  przed bezrobociem? Cała ta sytuacja jawi mi się jako samonapędzające się błędne koło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, jeśli w czasie czytania nasunęły Ci się jakieś myśli, podziel się nimi.:)